Bliźniaki idą spać. Nastaje błoga cisza. Moment na który czekam niejednokrotnie z niecierpliwością – szczególnie w dni, które nazywam „dniami totalnej rozpierduchy”. O tych dniach niebawem pojawi się wpis na moim blogu. Można spokojnie usiąść, uporządkować swoje myśli i przemyśleć plan dalszego działania. Bo przecież to nie koniec dnia !!!!! Można zacząć szaleć. Od czego by tu zacząć…. A może teraz pachnąca egzotycznymi kwiatami kąpiel z bąbelkami. Następnie zdrowa sałatka z kiełkami brokuła na kolację, którą zjemy razem z Mężem w świętym spokoju. Tak, tak z kiełkami – trzeba przecież żyć eko, fit i jakoś tam jeszcze….. Do kolacyjki nasze najlepsze winko na lepsze trawienie.
Porozmawiamy sobie na spokojnie o tym, co działo się w trakcie dnia. Ja opowiem o tym czego nasi synowie nowego się nauczyli, kto nas odwiedził, kto dzwonił, co mnie zdenerwowało. Tak, żeby po całym dniu dać ujście wszystkim emocjom, przede wszystkim tym negatywnym. Trzeba się wygadać, bo lepiej na duszy się robi, prawda ?? Wysłucham Męża opowiadającego z pasją o nowinkach informatycznych i o sytuacjach z pracy. Potem ulubiony kryminał do ręki, żeby przenieść się w inny świat. Ewentualnie film, który nie będzie co chwila przerywany reklamami, bo tego nienawidzę. A może grzecznie ( lub niegrzecznie) udamy się do naszego małżeńskiego łóżeczka.
Cały powyższy wpis jest prawdziwy do zdania: Bo przecież to nie koniec dnia!!!! Pozostała część wygląda NIECO inaczej.
Dzieci zasypiają. Ja w międzyczasie obmyślam plan dalszego działania. Włączam piąty bieg. Zaczynam zawsze od jednej czynności. Nie od relaksacyjnej kąpieli, a od wrzucenia wszystkiego co możliwe do zmywarki, żeby jak najszybciej nie widzieć pełnego zlewu garów. No i podstawa, żeby się nie poślizgnąć na obklejonej makaronem lub ryżem podłodze w kuchni należy ją najpierw namoczyć, następnie potraktować druciakiem. Szybka kolacja i to nie z kiełkami. Nie jesteśmy fit rodziną, choć zwracam uwagę na to co jemy. Winko do kolacji ?? Nieeeee. Po wypiciu lampki wina od razu bym zasnęła, a dom się sam nie ogarnie. Nie pamiętam, kiedy obejrzeliśmy wspólnie z Mężem film.
Ciągle jest coś do zrobienia, coś zostało zaczęte i niedokończone, bo padłam na pysk. Mam nadzieję, że dosłowność mojej wypowiedzi nikogo nie uraża. Sprawy domowe, należy omówić z Mężem. Brzmi to bardzo formalnie, ale CZASAMI tak właśnie rozmowy nasze wyglądają. Nie zawsze jest buzi-buzi na dzień dobry, czy na do widzenia.Sielanki nie ma i nie chcę żeby była. Nie jest mi ona do niczego potrzebna.
Po „dniu totalnej rozpierduchy” ciężko jest wykrzesać z siebie siły na cokolwiek. Moje baterie ładują się jak patrzę na śpiących synów. Na ich słodziutkie buzie i wystające przez szczebelki od łóżeczek bose nóżki. Zapominam o wszystkich momentach, w których dzięki chłopcom ciśnienie mamusi wzrosło drastycznie. To oni dodają mi sił. To dzięki nim czuję się o wiele twardsza i pewna, że mogę jeszcze więcej. Dni ciężkie po których będę miała wszystkiego dość zdarzały się, zdarzają i zapewne zdarzać się będą. Tego nie uniknę. Jestem pewna jednego. Robimy wszystko dla naszych dzieci, to one są dla nas sensem życia i to dzięki nim dostrzegamy to czego wcześniej nie widzieliśmy.
JM
Moje dziewczynki mają siedem miesięcy. Też zaczynamy wieczór od mycia podłogi, tylko że nie muszę druciakiem. Mam za to plamy po ulewaniu się na parkiecie. Czyszczę też zabawki z żyga. Składam pranie, bo piorę codziennie. Zmywarka i kuchnia, to akurat mąż robi. Filmy oglądamy jak śpią albo nagrywamy sobie programy, które nas interesują, będzie na kiedyś … . Przed zaśnięciem czytamy trochę, żeby przenieść się na chwilę do innej rzeczywistości.
Druciak pójdzie w ruch, gdy zaczną się zupki, makaronik, ryż i takie tam inne pyszności 😉 Każdy z nas potrzebuje choć odrobiny czasu wyłącznie dla siebie. To ważne.