PAUZA.
Cicho wszędzie. Głucho wszędzie. Na blogu nic się nie dzieje. Facebook zamarł. Instagram “milczy”. To w kilku krótkich zdaniach opis mojej sieciowej aktywności w ostatnich tygodniach. Zresztą część z Was, która na blog zagląda oraz obserwuje nas tu i ówdzie słusznie zauważyła, że coś się ostatnio nie pojawiam. Zrezygnowałam, poddałam się, olałam całe to blogowanie, zasięgi mnie przybiły. Nie. Nic z tych rzeczy.
Październik “dał mi w kość”.
Nie miałam siły, ani ochoty nawet na kilkuminutowe stukanie w klawiaturę komputera. Zrobiłam sobie pauzę od wszystkiego co nie jest konieczne oraz ważne tu i teraz. Dałam sobie czas do końca miesiąca na “zebranie się do kupy”, aby wrócić do tego, co sprawiało mi przyjemność. Co się takiego działo? Pokrótce chcę Wam wyjaśnić i przy okazji zwrócić uwagę na pewien temat.
DOPADŁA MNIE…GRYPA.
Tak zwyczajnie, a jednak niezwyczajnie, bo pierwszy raz od niepamiętnych czasów i to z takim rozmachem. Zachorowałam. I już wiem co to znaczy mieć grypę. Na własnej skórze przekonałam się co to za cholerstwo i jak łatwo można dorobić się powikłań. Zaczęło się nagle trzy tygodnie temu i dopiero teraz dochodzę do siebie. Ścięło mnie z nóg. Byłam w totalnej rozsypce. Wcześniej, gdy się zdarzały takie dni, że miałam katar, gardło lekko bolało, zastrzykało coś w kościach mówiłam “ooo chyba mnie grypa bierze” lub ” czuję się jakbym miała grypę”. Taaa. Taka mądra byłam, bo niby wiedziałam co mi jest. Diagnozę postawiłam, pod kołdrą poleżałam, herbatkę z cytryną wypiłam i było po chorowaniu. Teraz mogę przynajmniej przyznać, że uświadomiłam sobie czym różni się grypa od przeziębiania. Zawsze to jakaś przestroga na przyszłość, bo z tym choróbskiem nie ma żartów.
CZAS NA CHOROWANIE.
Wiecie jak to jest. W domu zawsze jest pełno spraw do ogarnięcia. Przy dzieciach trudno “wygospodarować czas na chorowanie”. Na moje szczęście złożyło się tak, że rozchorowałam się wtedy, gdy chłopcy wyzdrowieli i wrócili do przedszkola. Dzięki temu mogłam pozwolić sobie na wślizgnięcie się za dnia pod kołdrę. A zaczęło się nagle, bez wcześniejszych objawów zbliżającej się choroby.
W skrócie. Wysoka gorączka, ból stawów oraz okropny pulsujący ból głowy. Bez kataru, bez kaszlu. Wiem bardzo dobrze co to znaczy migrena, ale ten utrzymujący się non stop przez ponad trzy dni ból skroniowy był nie do zniesienia. Taki ostry ból głowy to jeden z objawów grypy. Gdy najbardziej doskwierające objawy minęły stwierdziłam, że przecież czuję się już “prawie dobrze”, więc trzeba odkopać dom z bałaganu i zabrać się porządnie za codzienne obowiązki. Zgodnie z popularnym hasłem reklamowym – Mamy nie biorą zwolnienia. Nie ma czasu na długie chorowanie. A to dzieci odwieźć do przedszkola, zakupy, obiad, poczta, i masa innych spraw do ogarnięcia. I w taki prosty sposób w ciągu tygodnia od pierwszych objawów grypy dorobiłam się powikłań w postaci zapalenia oskrzeli.
Przez duszący kaszel nie mogłam w nocy spać. Za dnia chodziłam jak neptyk. Kompletnie bez siły i chęci na cokolwiek. Wieczorami kładłam się spać razem z chłopcami.
Aaaa zapomniałabym wspomnieć, że tydzień temu próg naszego domu przekroczyła nieproszona przez nikogo grypa żołądkowa. Wszyscy padliśmy jej ofiarą. Także tego…Oszczędzę Wam szczegółów.
WIESZ CZYM RÓŻNI SIĘ GRYPA OD PRZEZIĘBIENIA?
Warto to wiedzieć, aby móc odpowiednio wcześnie zareagować i przede wszystkim nie bagatelizować choroby. Konsekwencją lekceważenia grypy mogą być powikłania, które są bardzo niebezpieczne dla zdrowia i życia dzieci i dorosłych.
Wielu z nas myli objawy grypy z objawami przeziębienia. Myślimy, że poleżymy dwa dni i będzie pewnie po wszystkim. Nie mając czasu na chorowanie, bo praca, bo dzieci, bo multum obowiązków sądzimy, że przecież to standardowe przeziębienie. Okazuje się, że to droga do poważnych konsekwencji. Warto być świadomym niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą grypa.
Zapoznajcie się z załączoną grafiką.
Uważajcie na siebie.
Dbajcie o siebie.
Do kolejnego.
Natalia.