Dnia, w którym zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym nie zapomnę do końca życia. Serce zaczęło bić jak szalone, oczy nie mogły uwierzyć w to co widzą, nogi ugięły się pode mną. Pomyślałam, pewnie coś źle zrobiłam, nie o tej porze dnia co powinnam, albo test jest przeterminowany ( jak to teraz piszę, to głośnio się z tego śmieję ). Nie ma co się nakręcać, bo pewnie to pomyłka. To była niedziela. Wyszłam z łazienki, Paweł ( mój Mąż ) wypełniał deklaracje do ZUSu. Powiedziałam, że muszę wyskoczyć pilnie do miasta ( podobno zabrało mi czegoś do obiadu ). Mój ówczesny Fiat Seicento mknął jak strzała po dwupasmówce wyprzedzając auta zdecydowanie lepszych marek. Dobrze, że po drodze nie miałam żadnych fotoradarów, bo z pewnością zobaczyłabym swoją podobiznę na zdjęciu z dodatkową „prośbą”o uregulowanie wykroczenia.
Dziwnym zbiegiem okoliczności parking pod mini galerią handlową nie był zapełniony. Nie musiałam marnować czasu na szukanie miejsca parkingowego. Wleciałam, kupiłam to co trzeba i wystrzeliłam z powrotem jak z procy. Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam drugi test i jeszcze kolejny test. Pozytywne. Wzięłam wszystkie trzy do ręki i pokazałam Pawłowi. W tym momencie jeszcze nie mogliśmy uwierzyć w to co się dzieje. Mając na uwadze naszą drogę, którą musieliśmy przejść, aby móc znaleźć się w takiej sytuacji postanowiliśmy pełnię euforii zostawić sobie do czasu potwierdzenia ciąży przez lekarza. Na drugi dzień pojechałam do mojej przychodni zbadać poziom hormonu beta hCG. Pielęgniarka, która dobrze mnie znała, gdy usłyszała o jakie badanie proszę uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Kiedy wyniki pytam.
Jutro odpowiada.
Nie wytrzymam do jutra.
Zadzwoń po 14 to Ci podam telefonicznie.
W tym dniu nie pracowałam. Kilka godzin, które zostało do 14 ciągnęło się jak flaki z olejem. Z jednej strony wiedziałam, że trzy testy na 100 % dają potwierdzenie ciąży, ale ja niedowiarek potrzebowałam kolejnego dowodu, że szczęście jest blisko, coraz bliżej. Numer do laboratorium wybierałam trzy razy. Paweł był razem ze mną w tej chwili. Nie zdążyłam się przedstawić, a znajoma pielęgniarka powiedziała:
2000 jednostek
Co to oznacza jakieś 2000 jednostek ?? Pytam.
Na 100 % jesteś w ciąży. 5-6 tydzień. Cieszę się razem z Tobą.
Dziś, opisując tą chwilę mam łzy w oczach. Pamiętam i czuje te emocje, jakby to było wczoraj.
Paweł nie musiał o nic pytać. Płakaliśmy razem. Skakałam ze szczęścia jak szalona. Będziemy Rodzicami ! Zostanę Mamą ! We mnie jest już NOWE ŻYCIE. Moment, którego nie mogłam się doczekać stał się faktem. Chwila niesamowita, wyczekiwana przez nas. Czułam, że już właśnie teraz wszystko się zmienia. Czułam się, jakbym z tego szczęścia unosiła się w powietrzu. Z euforią pojawiło się jednocześnie uczucie niepokoju. Czy z naszą Kruszynką jest wszystko w porządku ? Czy ciąża prawidłowo się rozwija. Musieliśmy poczekać tydzień na wizytę u lekarza. Tylko i aż tydzień. To było 7 najdłuższych dni w moim życiu. Nawet czas w pracy, w której zawsze dużo się działo biegł zdecydowanie wolniej niż do tej pory.
No i wreszcie dotarliśmy na miejsce. Poczekalnia pełna. Swoje trzeba będzie odczekać. Obydwoje siedzieliśmy jak na szpilkach. Oglądaliśmy koncert U2 ( mój lekarz zawsze w poczekalni włączał głośno koncerty na DVD, żeby nie było słychać jego rozmów z pacjentkami ). U2 to nasz ulubiony zespół i akurat w ten dzień słuchaliśmy najlepszych ich kawałków. Uznaliśmy wtedy, że to dobry znak 🙂
Do gabinetu weszłam sama. Kompletnie nie spodziewałam się tego co za moment usłyszę. Gdy lekarz rozpoczął badanie USG i zatrzymał głowicę w miejscu ZAMARŁAM.
Przecież to….. wydusiłam z siebie.
Tak, tak. To bliźniaki. Gratuluję.
Lekarz zaczął mi wszystko wyjaśniać, tłumaczyć jaki to rodzaj ciąży bliźniaczej. Czym się charakteryzuje, czego mam się spodziewać. Mówił jakie badania powinnam wykonać, na co uważać. Mówił, mówił, ciągle mówił, a ja w szoku słuchałam. Tak, to był dla nie ogromny SZOK. Pomimo tego, że przed chwilą zobaczyłam dwa pęcherzyki ciążowe, nadal nie mogłam uwierzyć. Byłam tak oszołomiona, że dopiero po wyjściu z gabinetu przypomniało mi się, że nie zapłaciłam lekarzowi za wizytę. Wróciłam się i uregulowałam co trzeba ( byłam zdziwiona, że od razu nie upomniał się o pieniądze ).
No i co ? I co ? Wszystko ok ? Dlaczego nic nie mówisz ? Zapytał Paweł.
Miśku ( tak do niego mówię czasami 🙂 ) to dwójka ! Dwójka dzieci ! Bliźniaki ! Zapłakana wydusiłam z siebie.
Poważnie ? Poważnie ? Serio ? Myślał, że z niego żartuję. Pokazałam zdjęcie z USG – uwierzył. Bardzo się ucieszył.
Mieszanka emocji różnego kalibru znalazła swoje ujście w ramionach Pawła. Szczęście, wdzięczność, duma, niepewność, obawy o dalszy przebieg ciąży, obawy czy damy sobie radę i wiele, wiele innych. Koszula Miśka dobrze chłonęła łzy przyszłej mamy bliźniąt. Fakt, że nasze marzenie się spełnia ( i to podwójnie ) dawało mi konkretnego kopa w tyłek, aby myśleć wyłącznie pozytywnie.
Dlaczego wybrałam do tego wpisu to zdjęcie ? Jest ono dla mnie wyjątkowe. Zrobione było w parku w Pszczynie. Jechaliśmy na wielkanocne spotkanie do mojego Brata. Po drodze postanowiliśmy zajechać do naszego ulubionego parku na szybki spacer. Przy okazji cyknęliśmy kilka fotek. Byłam już wtedy w ciąży, ale jeszcze o tym nie wiedziałam. Wiśniówka, którą się tego dnia delektowaliśmy na rodzinnym spotkaniu nigdy tak mi wyśmienicie nie smakowała. Była przepyszna 🙂
JM
<3 wysyłam Ci serduszko i cieszę się razem z Tobą i wzruszam 🙂 ja nie czekałam nigdy na dziecko, ale czekałam na wyzdrowienie dziecka z bardzo ciężkiej morderczej choroby. I wiem czym jest takie ogromne szczęście, kiedy aż nie dowierzasz. Ściskam Was 🙂 <3 Basia
Współczuję tego co przeżyliście, ale mam również nadzieję, że ten trudny czas wzmocnił Waszą Rodzinę. Współczuję każdemu, każdej matce, która musi patrzeć na cierpiące dziecko. To straszne przeżycia. Pozdrawiam ciepło !! Dziękuję !! 🙂
Piekna historia i bardzo wzruszająca. Takie momenty pamięta się chyba całe życie i te emocje…
Będąc w ciąży hitem radiowym była jedna z piosenek Kamila Bednarka. Słowa refrenu – „Takie chwile jak te to nasze zwycięstwo…” To zdanie miałam ciągle w swojej głowie i tak to właśnie wszystko odczuwałam – jako nasze zwycięstwo. Pozdrawiam.
Piekna historia
Wzruszyłam się… Poważnie! 🙂 Jest takie powiedzenie, że jeśli na coś trzeba czekać, to znaczy, że jest to Duże Szczęscie i idzie małymi krokami.. a w tym przypadku Podwójne szczęscie! 😀 Suuper!
Przecudownie się to czytało. Żyłam Twoim życiem przez te kilka minut. Chyba nikt, kto nie jest mama, nie jest w stanie zrozumieć tego, jak metafizycznie pięknie można się poczuć z myślą, że nosi się małego bobasa w sobie, a nawet dwóch. Mnie to szczęście jeszcze nie dotknęło, a już czułam się happy, tylko czytając ten post…: )
Baaardzo Ci dziękuję !!
Popłakałam się! Piękny wpis . Mimo tego,że nie jestem matką domyślam się tylko jakie uczucia towarzyszyły Ci w chwili, gdy wszystko się potwierdziło. Gdy dowiedziałam się,że urodził się mój pierwszy, najukochańszy, bratanek zaczęłam krzyczeć i płakać z radości. Biegałam po całym domu i wszystkim powtarzałam,że już jest :P. Nic dziwnego. Ma już 8 lat i wprost szalejemy za sobą,mimo dzielącej nas odległości. Życzę Ci samych pięknych chwil w życiu. Męża wybrałaś sobie wspaniałego! Już z samej treści można wywnioskować,że jesteście świetnym małżeństwem!
Mi łezka popłynęła jak przeczytałam Twój komentarz ! Bardzo Ci dziękuję.