Oczekujesz narodzin pierwszego dziecka. Z pewnością chcesz się na ten moment przygotować jak najlepiej. Kompletujesz wyprawkę, czytasz poradniki, przeglądasz dziesiątki stron w internecie, nastawiasz się mentalnie na to co przed Tobą. W teorii wiesz co nieco, wiele, lub jesteś przekonana, że wiesz wszystko. Na świecie witasz swoje dziecko ( dzieci ). Obawy znikają, gdy wprowadzasz rutynę w Wasze życie z nowym członkiem rodziny. To ważne, ponieważ dzięki temu zyskujesz bardzo potrzebne poczucie bezpieczeństwa. Wiesz co i jak. Wiesz jak reagować, czego się spodziewać. Sądzisz, że nic nie jest w stanie wyprowadzić Cię z równowagi. Też tak myślałam. Do czasu.
A wiesz, że macierzyństwo jest pełne niespodzianek ? Nie o wszystkim poinformuje Cię telewizja, czy bestsellerowy poradnik z największej krajowej księgarni. Nie zawsze będzie tak, jak Ci się wydaje. Super, że macie ustalony plan dnia, ale nie łudź się, że nic Cię nie zaskoczy i tego planu nie zrujnuje. Otóż, tak. Twoja wypracowana dniami, tygodniami rutyna legnie w gruzach. A potem znowu wszystko wróci na właściwy tor. I ponownie się rozjedzie. Tak to już jest. Byłoby zbyt pięknie, różowo, landrynkowo. Macierzyństwo ma to do siebie, że każdy dzień przynosi coś innego, wcześniej nieznanego, zaskakującego. Macierzyństwo to nie same ochy, achy. To mieszanka wielu skrajnych uczuć.
Niespodzianką było to, że zostaniemy rodzicami bliźniaków. Niesamowite były momenty, w których chłopcy kopali mamę od środka. Antek co chwila dawał o sobie znać delikatnymi kopniakami. Jasiu kilka razy na dzień, ale za to bardzo konkretnie. Wiedziałam już wtedy, że chłopcy będą mieć skrajne charakterki. Intuicja mi podpowiadała: będzie się działo. Paweł dopowiadał i utwierdzał mnie w przekonaniu: i nocy będzie mało. Zgodnie z tekstem znanej polskiej piosenki. Nie myliliśmy się. Działo się. Intensywnie od pierwszych dni życia chłopców.
Nie odkryłam nowego lądu, sądząc, że dzieci na początku śpią, jedzą i testują chłonność pieluszek. Nie przypuszczałam jednak, że w pierwszych miesiącach swojego życia będą testować coś jeszcze – wytrzymałość swojej mamy. Dlaczego ?
TURBO regeneracja.
Dosłownie. Antek od pierwszych dni swojego życia wyznawał zasadę: krótko, ale często. Spał jak zając pod miedzą. 15 minutowa drzemka była w jego przypadku wystarczająca. Woda w czajniku ledwo zdążyła się zagotować na upragnioną kawę, a mój Zając już otwierał oczy. Telefon potrzebował dłuższego czasu, żeby się naładować. Wiecie co mnie wtedy pocieszało ? To, że Jasiu lubił sobie pospać 10 minut dłużej od Antka. Śmieszne ? Prawdziwe. I to był niby ten wyczekiwany przez każdą matkę czas na odpoczynek lub inne domowe obowiązki ? Dziecko śpi, Ty też odpocznij. Zregeneruj również swoje siły. Tak mi radzili. Dobry żart. Nie ma co.
Sytuacja ze spaniem polepszyła się zdecydowanie po 5 miesiącu życia chłopców.
Kupa w najmniej odpowiednim momencie.
Jak przychodzi moment na oczyszczenie jelit to nie ma zmiłuj. Wiadomo, jak trzeba, to trzeba. Normalna sprawa. Wyobraź sobie jednak następującą sytuację. Jest zima. Wybierasz się z dwumiesięcznymi bliźniakami na spacer. To jest konkretna akcja. Ubierasz pierwsze dziecko. Ma na sobie minimum trzy warstwy ubranek: body, pajacyk, kombinezon. Czekasz z nałożeniem czapeczki, dopóki drugi bliźniak nie będzie ubrany. Taka sama procedura. Pierwszy już zaczyna się niecierpliwić, wiercić się, płakać. Skończyłaś ubierać drugiego. Zakładasz czapeczki. Wypadałoby, żebyś również przyodziała cieplejszą kurtkę, choć najpierw powinnaś się przebrać, bo już jesteś oblana potem. No dobra. Pomijamy ten etap. Udało się. Wkładasz jedno dziecko do wózka. Wkładasz drugie dziecko do wózka, kątem oka zauważając, jak to pierwsze napina się, robi się czerwone i właśnie…… robi kupę. AAAAAAAAAAA. Ręce opadają.
Uwierzcie mi na słowo. Niejednokrotnie tak mi się zdarzyło. Nasi synowie umieli wyczuć odpowiedni moment.
Czy masz jakieś plany mamusiu ? My o wszystkim wiemy !
Przykład jeden z wielu.
Nadszedł dzień zaplanowanej miesiąc wcześniej wizyty u dentysty. Nigdy z radości nie skakałam przed przekroczeniem progu gabinetu stomatologicznego, ale w tym dniu się cieszę. Dlaczego ? Ponieważ nie ubiorę rozciągniętych dresów, tylko moje jedyne pseudo dżinsy na gumce. Nałożę na twarz podkład, zakrywający moje sińce pod oczami. Przejadę się autem ( po urodzeniu chłopców prowadzenie auta niebywale mnie relaksuje). Wizytę ustaliłam na 9 rano. Spokojnie mam czas, aby się wyszykować. Położę chłopców spać o ich stałej godzinie czyli 8:00. Zasypianie nie trwa dłużej niż 15-20 min. Będę mieć sporo czasu na czerpanie garściami z chwil wolności. Taki mam w głowie plan. I co się dzieje ? Zasypianie trwa dwa razy dłużej. Chłopcy na zmianę, co chwila otwierają oczy, tak jakby sprawdzali czy jeszcze jestem. Czujka na maksa. Akurat w ten dzień, kiedy mam jakieś plany postanawiają przetestować mamy wytrzymałość. Koniec końców śpieszę się za wizytę. Jestem spóźniona, więc również zła. Z radości wyjścia z domu zostały jedynie strzępy.
Wiele razy miałam wrażenie, że nasze kochane Gagatki znają każdy mój plan.
Już jest dobrze….
Po ciężkich tygodniach nadszedł spokojniejszy czas. Synchronizacja, o której pisałam już na blogu przynosiła efekty. Dzieci razem zasypiały. Noce były bardziej przewidywalne. Cieszyłam się z najmniejszego postępu. Gdy mówiłam, że jest już dobrze ZAWSZE cały ten nasz plan dnia brało w łeb. Najpierw kolki u Antka. Biedny płakał po każdym jedzeniu. On płakał, Jasiek się wybudzał. Po czasie ulga. Kolki minęły. Wracamy do „sielankowego” rodzinnego życia. Jest już dobrze. Za rogiem czai się kolejne zło: katar. Nie muszę pisać co znaczy katar u małego brzdąca. W naszym przypadku dwóch brzdąców. Siedem dni lub tydzień mija, katar odchodzi w niepamięć. W macierzyństwie szybko zapomina się o tym co było trudne. Cieszymy się, że jest wszystko OK. Jest już dobrze. Do czasu gorączkowania i marudzenia Jasia. Co tym razem: ząbkowanie. Lekarz utwierdził nas w przekonaniu, że niedługo pokaże się Jasiowi pierwszy ząbek. Miał wtedy skończony 5 miesiąc. Okazało się, że na pierwszy wystający z dziąsła kawałek kości musieliśmy czekać od tego momentu jeszcze kolejne 4 miesiące. Nie było łatwo, ale…
każdy uśmiech dzieci wynagradza wszystkie trudne chwile. Wiele sytuacji następuje w najmniej odpowiednich momentach, potęgując nasze zmęczenie i wystawiając naszą wytrzymałość na próbę. To właśnie te, z pozoru nieistotne sytuacje kształtują nasze codzienne życie. Wiem też jedno: wszystko to co się działo utwierdziło mnie w przekonaniu, że to dzięki chłopcom jestem jeszcze silniejsza. Test przeszłam pozytywnie. Kocham.
JM
No właśnie zawsze głowiłam się, jak to wszystko ogarniają mamy bliźniaków, trojaczków etc. Ja obecnie ogarniam dwójkę z różnicą niecałych dwóch lat i jest to krótko mówiąc cyrk na kółkach. Synchronicznie przechodzą bunt, skok ewolucyjny (zwał, jak zwał) i są chwile, w których bez namysłu udałabym się w „one way trip”… Jest jednak tak, jak piszesz harmonia domowa porusza się rytmem sinusoidalnym (raz burza, raz słońce), jedynie miłość trwa w stanie „constans”.
Wielki ukłon w Twoim kierunku, podziwiam mamy bliźniaków. Czasem z jednym małym i jednym dużym mam problem. Najważniejsza to dobra organizacja.
Zawsze marzyłam o bliźniakach, ale przy mojej jednej córeczce ledwo daję radę. Podziwiam! Fajny wpis. Uśmiechnęłam się w końcu pierwszy raz od rana.
Podziwiam! Ja gdybym miał takich dwóch dziaberlaków, jak mój synek, to już wolałbym chyba siedzieć w klatce z tygrysami 🙂 Spokoju życzę!
Hahaha dzięki ! Tobie również życzę spokoju, skoro synek też potrafi dać w kość. Pozdrawiam.