Widzisz na zdjęciu płaczącego maluszka. On daje znać, że czegoś potrzebuje. Nakarm mnie mamo, zmień mi pieluszkę, przytul mnie, czuję się samotny, niewygodne to ubranko, boli mnie brzuszek… Płacz to jego jedyna forma komunikacji ze Światem. Przynajmniej jak na razie.
Jesteś świeżo upieczoną mamą. Nie masz żadnego doświadczenia w opiece nad dziećmi. Teorię znasz. Studiowałaś na wygodnej kanapie czasopisma, poradniki dla przyszłych mam. Podglądałaś jak z dziećmi radzą sobie siostry, koleżanki, przyjaciółki. Wiesz co zrobić powinnaś, gdy niemowlak zacznie płakać. Wysłuchałaś niejednej opowieści jak to z dziećmi bywa, więc raczej nic nie powinno Cię zaskoczyć. Co zrobić, jak reagować, jak pomóc dziecku…Wszystko wiesz. Przecież to żadna wielka filozofia. Podobno. Skupiamy się na dziecku, bo to ono jest teraz naszym całym Światem i sensem życia.
A co z naszymi emocjami? Uczuciami mam. Czy potrafimy faktycznie nad wszystkim zapanować, ze wszystkim sobie poradzić? Czy będąc w ciąży zastanawiałaś się nad tym, co może się dziać w Twoim sercu i głowie, gdy nie będziesz potrafiła uspokoić swojego dziecka?
Ja myślałam. Dużo. Czekałam przecież na narodziny bliźniaków. Ile to razy zadawałam sobie pytanie: jak to będzie? Przy jednym dziecku dużo się dzieje, a co dopiero przy dwójce. Nie panikowałam, nie popadałam w przerażenie, ale zwyczajnie obawiałam się szczególnie tych naszych początków. Co ja zrobię, jak zaczną płakać w tym samym momencie? Jak ja poradzę sobie z dwójką maluszków, gdy zostanę z nimi sama? Nie łudziłam się, że będzie pięknie, ładnie, słodko, lekko i przyjemnie.
Trudne momenty.
Co było dla ciebie najtrudniejsze po narodzinach chłopców? Często zadawane jest mi to pytanie. Moja odpowiedź jest zawsze ta sama i składa się z trzech części. Karmienie piersią, które mnie przerosło, choroba chłopców w pierwszym miesiącu ich życia oraz radzenie sobie z jednoczesnym płaczem dzieci.
Już w szpitalu, w pierwszej dobie po porodzie doszło do mnie, że będę musiała zmierzyć się z własnymi emocjami. I to było niezwykle trudne. Wiedziałam, że jedynie spokój i opanowanie może mi pomóc zorganizować się w nowej roli. Z drugiej strony emocje były tak ogromne. Ciężko było na początku znaleźć w tym wszystkim jakiś balans.
Pierwsze spotkanie.
Gdy dzień po cesarce po raz pierwszy przywieziono mi chłopców byłam sama ( nie liczę innych kobiet leżących ze mną na sali i dzieci). Mąż był w drodze do Katowic. Nie zdążył jeszcze dojechać do szpitala. Poranne tłok na ulicach, fatalna, grudniowa pogoda…Położna pokazała mi jak przystawić Jasia do piersi. Był bardzo niespokojny przy karmieniu. Co chwila popłakiwał. Antoś wtedy spał. Powiedziała, że pewnie też niedługo będzie się budził, bo ostatnio pili mleko w tym samym czasie. Była ze mną może 5 minut i została wezwana do innej sali. Pamiętam doskonale co sobie pomyślałam, gdy zamknęła za sobą drzwi. Leżąc na łóżku z Jasiem przy piersi widziałam, że Antek zaczyna się już kręcić. Boże, co ja zrobię jak zaczną razem płakać??!! Przecież ledwo się ruszam. Ból ograniczał mi ruchy. Reakcje moje były spowolnione.
Nie minęło kilka minut, a po raz pierwszy usłyszałam jednoczesny płacz swoich synów. Antka przystawiłam do piersi (bo pewnie głodny), Jasia głaskałam drugą ręką. Antek nie chciał ssać, nadal płakał. Jasiu też płakał. Myślałam, że serce mi pęknie. To było straszne. Starałam się nie myśleć o swoim bólu, a skupić się na tym co powinnam zrobić. To był dla mnie pierwszy test. Zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością. Przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że opieka nad dwójką dzieci to nie lada wyzwanie. Przewidywanie tego jak będzie to jedno, a sprostanie temu co tu i teraz w realu to zupełnie inna bajka. Od teraz są prawdziwe emocje, a nie wyobrażenia.
Płacz bliźniaków.
Jednoczesny płacz chłopców wzbudzał we mnie przeróżne uczucia: chęć natychmiastowej pomocy, współczucie, troskę, ale równocześnie strach, bezradność. Tak było na początku. Jak każdej mamie zależało mi na tym, aby dzieci jak najszybciej uspokoić, ale przy bliźniakach nie było to takie proste. Od początku byłam pewna jednego, że nie mogę dopuścić do tego, aby nerwy brały górę. Od tej pierwszej sytuacji w szpitalu, kiedy Jaś i Antoś zaczęli jednocześnie płakać wiedziałam, że nie mogę dać się „zastraszyć”. Dlaczego? Wiedziałam, że jeśli będę myślała o sobie jako o beznadziejnej matce, która nie potrafi zapanować nad swoimi dziećmi, która będzie wmawiała sobie, że do tego całego macierzyństwa się nie nadaje, to w pewnym momencie w to uwierzę. A to już będzie poważny problem.
Musiałam zaakceptować fakt, że zdarzać się będą takie sytuacje, gdy jeden z maluszków będzie musiał poczekać. Nie było to proste, ale konieczne. Mąż po 3 tygodniach po narodzinach chłopców wrócił do pracy, więc musiałam sobie radzić. Nie zostawiałam dzieci z premedytacją – a niech sobie jeszcze popłaczą. Starałam się zrobić wszystko co trzeba jak najszybciej przy pierwszym synu, aby następnie zająć się drugim. Wypracowana z czasem taktyka działania i plan dnia pomógł mi przewidywać wiele sytuacji. Mleko przygotowywałam odpowiednio wcześniej, a nie na ostatnią chwilę doprowadzając któregoś z bliźniaków do płaczu. Na przewijaku czekały zawsze ubranka na zmianę, aby przyspieszyć przebieranie. Planując wyjście na spacer wszystko przygotowywałam wcześniej: torbę, kombinezony, wózek, rzeczy dla siebie.
Czas, czas, i jeszcze raz czas…
Potrzebowałam czasu, aby w pewien sposób uodpornić się na ich płacz (być może brzmi to dość brutalnie, ale gdyby nie to, to bym zwariowała). Było to bardzo mocno związane z poznaniem dzieci, ich temperamentów, reakcji na pewne sytuacje. W krótkim czasie od porodu wiedziałam już, że Jasiu prawdopodobnie będzie płakał podczas kąpieli, a Antek w czasie przebierania. Na taki płacz potrafiłam się psychicznie nastawić, co nie oznacza, że serce matki nie bolało. Najtrudniejsze dla mnie było zniesienie przeraźliwego płaczu Antka podczas jego kolek. To był dla mnie czas totalnej rozsypki. Paraliżowała mnie bezsilność. Widząc cierpienie swojego dziecka, któremu praktycznie nie jestem w stanie pomóc…Na to nie można się uodpornić. Nigdy. Wiecie co było dla mnie wtedy pocieszeniem? Że to tylko Antoś przechodzi kolki, a nie obydwaj na raz.
Kiedy opanowałam jednoczesne karmienie chłopców i doszłam do wprawy w ekspresowym przebieraniu zrobiło się odrobinę lżej. Małymi krokami brnęłam do przodu. Chłopcy polubili przebywanie w leżaczkach – to okazało się ogromnym ułatwieniem w ich uspokajaniu. Kiedy jednego przewijałam, drugiego wkładałam do leżaczka i bujałam. Jeśli „podwójny koncert” przybierał na sile, a mój kręgosłup błagał o chwilę oddechu od noszenia na rękach korzystałam z wózka. Potrzeba czasu, aby na wszystko znaleźć sposób.
Pojawienie się dziecka to rewolucja w życiu rodziny. A co dopiero, gdy na Świat przychodzą bliźniaki…
Rzeczywistość z dwójką noworodków może zaskoczyć. Z własnego skromnego doświadczenia wiem, że o spokój i opanowanie na początku niezwykle trudno. Wydaje mi się, że jednym z najważniejszych etapów, który stoi przed świeżo upieczoną mamą to pogodzenie się z własnymi emocjami. Nowymi, wcześniej nieznanymi, które mogą zszokować. Oczekując bliźniaków nawet przez myśl mi nie przeszło, że nadejdą takie momenty, kiedy będą czuła bezradność, a nawet czasami nieuzasadnioną złość…na dzieci. Przecież to moje najukochańsze, wyczekiwane, wywalczone małe Kruszynki.
Tak było. Chwilami bardzo ciężko. Dałam radę, bo Ci dwaj uświadamiali mi, że mam w sobie więcej siły niż mi się wydaje.
JM
Jako bezdzietna nawet nie umiem sobie tego wyobrazić, ale dobrze, że o tym wszystkim piszesz, przecież to w sumie takie oczywiste, że będą płakać jednocześnie, a jak potrafi jednak zaskoczyć….