Mama

Krótka historia z pasztetem w roli głównej.

jestem w ciąży

Od czego by tu zacząć?

Tyle czasu.

Tyle ważnych rzeczy się wydarzyło.

Tyle chciałabym Wam przekazać.

W głowie nie pustka, a totalny mętlik.

Najprościej. Tak banalnie. Zacznę od początku.

Ostatni post.

„Nie miałam siły, ani ochoty nawet na kilkuminutowe stukanie w klawiaturę komputera. Zrobiłam sobie pauzę od wszystkiego, co nie jest konieczne oraz ważne tu i teraz. Dałam sobie czas do końca miesiąca na “zebranie się do kupy”, aby wrócić do tego, co sprawiało mi przyjemność”. To kilka zdań z mojego ostatniego wpisu na blogu. Pisałam w nim o swojej październikowej niemocy. Ludzie! Kiedy to było? Kiedy to minęło?! Jeśli chcecie wiedzieć, o co wtedy mi chodziło to zapraszam do powrotu do przeszłości – link o tutaj.

Planowałam, że moja niemoc zakończy się z nowym miesiącem. A tu taka niespodzianka. Nastała jeszcze większa. Taka, z której próbuję odkopać się do dziś. Ale przynajmniej wiem, czym jest spowodowana i nawet szczególnie z nią nie walczę.

Krótka historia z pasztetem w roli głównej.

Istnieje coś tak „niezwykłego” i przez niektórych niezrozumiałego jak PMS. Niezrozumiałego przez mężczyzn oczywiście. Ci złośliwcy powiadają, że kobieta jest albo przed, albo po, albo w trakcie miesiączki, więc kobiece humorki związane z PMS trwają cały miesiąc. Dziewczyny, wiecie coś na ten temat? Bo ja nie wiem, o co chodzi 🙂

Tak na serio, to nigdy przed tymi dniami nie miałam żadnych specjalnych zachcianek. A podobno zdarza się mieć na coś nadzwyczajną chrapkę. A to na śledzika. A to na całą tabliczkę czekolady. A to na kieliszek, lub nawet butelkę wina – tak na rozluźnienie przed ciężkimi dniami.

Pewnego listopadowego poranka stojąc w sklepie przy stoisku mięsnym poczułam ogromną ochotę na …pasztet. Ogólnie pasztetu nie jadam, ale tak mi się go zachciało, że już widziałam oczami swej wyobraźni kanapeczkę ze świeżego, jeszcze ciepłego chleba z pasztetem w roli głównej z ogórkiem kiszonym w gratisie. Kupię. A co. Czasami lepiej nie myśleć z czego coś jest zrobione, tylko żyć chwilą i spełniać swoje zachcianki. Od zjedzenia kilku kromek z pasztetem nic mi się przecież nie stanie. Okazało się, że nie mam ochoty na nic innego, tylko na ten nieszczęsny pasztet. Zmieniały się jedynie kombinacje dodatków – z pomidorem, ogórkiem, cebulą, majonezem, musztardą, papryką. Niezły PMS mnie dopadł. Pomyślałam.

Kiedy ten nietypowy (jak dla mnie) spożywczy zespół napięcia przedmiesiączkowego powiązałam z bardzo specyficznym bólem piersi, który pojawił się ni z gruchy, ni z pietruchy – usiadłam. Serce zaczęło bić szybciej. Nie dochodziły do mnie krzyki chłopaków wrzeszczących na siebie tuż przy moim uchu z powodu zniszczenia jakiejś tam bazy z Lego. Zaraz dzieci. Nie teraz. Dajcie mi chwilę.

Już to przecież kiedyś przerabiałam…

Przypomniałam sobie ze szczegółami dzień 28.04.2014 roku. Wtedy poczułam się identycznie. I najlepsze jest to, że miałam dokładnie w tym czasie pierwszą i jedyną do tej pory tak mocną fazę na zajadanie się pasztetem. Poważnie. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale ta zachcianka w błyskawicznym tempie uświadomiła mi, że coś jest na rzeczy. Wtedy i dziś. To samo. Byłam pewna. Wiedziałam na 100 % bez testu, że w ten listopadowy poranek 2018 roku zmieni się wiele. Nie wytrzymałam długo. Szlafrok w kąt. Ubrałam się na jednej nodze. Torebka, kluczyki i lotem błyskawicy znalazłam się w aptece. Jeden? Poproszę od razu dwa. I jeszcze kwas foliowy.

Jestem w ciąży.

Pojawiły się dwie mocne krechy. Na dwóch testach oczywiście, co by Natka miała 200 % pewności 🙂 Tak czy siak to pasztet z kogucikiem na wieczku okazał się być najlepszym testem sprawdzającym. Tak samo jak 4 lata temu pojawił się płacz, szczęście, strach, niepewność. Full wypas emocji.

Dziś jestem już za połową ciąży. Czas leci jak oszalały. W lipcu powitamy na Świecie nasze trzecie dzieciątko. Synka. Będę mamą 3 synów!

 

Natka.

9 thoughts on “Krótka historia z pasztetem w roli głównej.

  1. Gratulacje ogromne Natalko 🙂 kobieta chyba lepiej od testu przeczuwa, że w środku rozwija się nowe życie. Kolejne wielkie wyzwanie i z pewnością wiele trudnych, jak i radosnych chwil. Dużo zdrówka i siły dla Ciebie i Fasolka :*

  2. Po pierwsze: gratulacje!
    Po drugie: mnie odrzuciło od kawy, gdy byłam w obu ciążach, ale chyba jednak nie tak szybko, jak Ty nabrałaś ochoty na pasztet:)
    Dużo zdrowia, sił i czasu na regenerację Ci życzę!

    1. Na szczęście potrafię pić kawę. Nie wyobrażam sobie dnia bez filiżanki ciepłej kawki. Za to wyobrażam sobie już życie bez pasztetu 🙂

  3. Aaaaaaaa! Co za historia :))) już wiedziałam z instagrama, że jesteś w ciąży, a mimo to czytałam ten wpis z zapartym tchem.
    Pasztet ma moc 🙂 !
    Powodzenia i spokojnego rozwiązania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.