Uwaga, dziecko na smyczy – to jeden z tych tematów, który część osób rozgrzewa do czerwoności. Kilka tygodni temu na jednej z grup na Facebooku mama bliźniąt wstawiła zdjęcie ze spaceru. Chłopcy (około 2 latek) byli prowadzeni przez swoją mamę za szelki ( smycze). Zrobiła się z tego afera, lub jak ktoś woli gównoburza. Zwał, jak zwał. Jeden kadr okazał się wystarczający, aby ocenić, skrytykować, wskazać błędy wychowawcze tej kobiety. Komentarzy było wiele.
Dziecko to nie pies !
Ta kobieta nie radzi sobie z opieką na własnymi dziećmi.
Jak to wygląda ! Dzieci na uwięzi !
Nie potrafi nauczyć ich chodzenia za rękę ??
Nie boi się co pomyślą o niej inni ludzie ?
Co to muszą być za bachory, że trzeba ich na smyczy trzymać…
Odezwały się perfekcyjne matki, które w internecie tworzą obraz swojego wyidealizowanego macierzyństwa. Tak łatwo kogoś można ocenić, nie próbując nawet zrozumieć sytuacji drugiej kobiety. Bo po co. Liczy się to co się widzi i na podstawie tego krytykuje. Czy ze zdjęcia możemy poznać temperament nieznanego dziecka, miejsce zamieszkania tej rodziny ? Jest to pytanie retoryczne. Odpowiedź jest oczywista.
Kilka lat temu spotkałam matkę pchającą wózek, która jednocześnie trzymała swoje kilkuletnie dziecko za szelki bezpieczeństwa. Przyznaję, że jak jeszcze nie miałam dzieci ten widok w pewien sposób mnie elektryzował. No bo jak to tak, dziecko na smyczy ? Gdy zostałam mamą bliźniaków zrozumiałam dlaczego i w jakich sytuacjach niektóre matki sięgają po szelki.
Jestem zdecydowanie przeciwna stosowaniu szelek, które mają za zadanie podnoszenie, podtrzymywanie dziecka na etapie nauki chodzenia. To nie jest dobry pomysł ! Dziecko nie potrzebuje żadnych wspomagaczy, a potknięcia i upadki musi zaliczyć. Maluch ucząc się chodzenia trenuje również umiejętność unikania upadków. To najzwyczajniej nauka samodzielności. Nasi chłopcy mieli co rusz jakiś nowy siniak, a to na kolanie, a to na czole. Gdy zaliczali kolejny upadek nie biegłam do nich w panice, tylko dawałam czas na podniesienie się własnymi siłami i własnymi sposobami.
Szelki, smycze to nie sposób na wyprowadzanie dziecka na spacer. Jestem przeciwna temu, aby w ten sposób ograniczać dziecku swobodę, zmuszać do podążania wyznaczoną drogą krok w krok za rodzicem. Bardzo dobrze wiem co to znaczy, gdy po wyjściu z domu jedno dziecko biegnie w prawo, a drugie w lewo. Ich wspólnym celem była ulica. Mam to szczęście, że mieszkam na wsi. Droga dojazdowa do naszego domu była dla chłopców pasem startowym w kierunku ulicy. Na szczęście zawsze udawało mi się ich wyprzedzić.
Maluch, który nauczył się chodzić, lub od razu biegać nie będzie reagował na wołanie, proszenie, aby być blisko rodzica. I nie oznacza to, że dziecko jest nieposłuszne, ale ciekawe świata. Chodząc swoimi ścieżkami, zaglądając w każdy zakamarek poznaje jeszcze nieodkrytą przestrzeń. Trzymanie rodzica za rękę nie jest żadną atrakcją dla malucha, który wkroczył własnymi stopami w nowy rozdział swojego życia. Trzymania za rękę dziecko musi się nauczyć. Do tego potrzeba czasu, cierpliwego tłumaczenia i systematycznych prób.
W ogrodzie, parku, na wiejskiej drodze, na placu zabaw pozwalajmy dzieciom ZAWSZE chodzić własnymi ścieżkami ( oczywiście pod naszą kontrolą ). Raczej nikt o zdrowych zmysłach nie założy dziecku szelek do piaskownicy.
Każdy z nas chce zapewnić swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Są przypadki, w których uważam, że użycie szelek jest dobrym pomysłem. Zdaję sobie sprawę, że dla rodzica jednego dziecka może być to wręcz karygodne. Ale stara prawda mówi: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Jest to bezpieczna metoda wyjścia na ulicę z dziećmi, które nie posiadły jeszcze „umiejętności” trzymania rodzica za rękę. Wspomniałam powyżej, że mam to szczęście mieszkać na wsi. Zdecydowanie gorzej mają mamy, które przekraczając próg domu, mieszkania wychodzą praktycznie od razu na ulicę. Do parku, lub skrawka zieleni daleko. Wąski chodnik, duże natężenie ruchu oraz mama z energicznymi dwulatkami, które nie potrafią analizować możliwych zagrożeń. Pamiętając wyśmienicie moich chłopców sprzed kilku miesięcy na taki spacer bym się nie wybrała. Chyba, że miałabym przy sobie smycz, którą mogę w każdej chwili przypiąć do plecaczków chłopców. W ten sposób, każdy nieprzewidziany ruch dziecka mogłabym skorygować.
Zatłoczone miejsce i Ty ze swoimi dziećmi. I ponownie podkreślam, że trzymamy dzieci za ręce, ale każdy rodzic wie, że maluch w jednej sekundzie może zniknąć w tłumie. Mając oczy dookoła głowy oraz smycz w kieszeni można poczuć się bezpieczniej.
Mieszkanie w bloku bez windy. Szelki bezpieczeństwa w bardzo praktyczny sposób mogą pomóc. Wyobraź sobie mieszkanie w bloku na 3 piętrze. Windy brak. Mama przez niemal cały dzień jest sama ze swoimi bliźniakami. Dzieci na etapie „samodzielności” chcą pokonywać schody bez Twojej pomocy. Wszystko muszą zrobić SAME. Aby przyspieszyć proces wychodzenia na spacer możesz wziąć dwóch maluchów ważących po 10 kg na ręce. Dasz radę ? Podziwiam, jeśli tak robisz. To właśnie szelki pomogą bezpieczniej pokonać schody. Masz w ten sposób kontrolę nad dziećmi, możesz uchronić przed upadkiem.
Mama+wózek+dziecko obok. Mieszkając za granicą często spotykałam na ulicy kobiety pchające wózek z maluszkiem, które jednocześnie miały do rączki wózka przypiętą smycz z drugim dzieckiem. Brzmi kontrowersyjnie ? Jest to jednak sposób na bezpieczne przemieszczanie się z dziećmi w warunkach niesprzyjających spontanicznemu poznawaniu świata. Prowadzić wózek oraz mieć pod pełną kontrolą drugie dziecko obok to nie lada sztuka.
Szelki w domu mam, jednak z niech nie korzystałam. Były przygotowane na „czarną godzinę”, w której stwierdziłabym, że jednak nie ogarniam moich szogunów. Na szczęście udało mi się dość szybko nauczyć chłopców chodzenia za rękę. Jestem przekonana, że gdybym mieszkała w innych warunkach z pewnością bez żadnych oporów bym po nie sięgnęła. Poznałam kilka mam, które korzystają z szelek w „ekstremalnych” sytuacjach i nie widzę w tym nic dziwnego. Rozumiem je bardzo dobrze. Bezpieczeństwo naszych dzieci jest najważniejsze.
Jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze zdanie na ten temat ? Czy korzystaliście kiedyś z takiego „wynalazku” ? A może widzieliście kiedyś na ulicy kogoś, kto z szelek korzystał ? Jaka była wtedy Wasza reakcja ? Dajcie znać w komentarzach.
JM
Jestem mamą dwuletnich bliźniąt w tym jedno baardzo ruchliwe i ogólnie typ chochlika, drugie z tych mniej ruchliwych lecz również psotnych (+ chętnie podąża za tym pierwszym…). Po kilku ostatnich incydentach ostatecznie zamówiłam te szelki. Niech mówią co chcą, a jeśli chcą zweryfikować swoje talenta pedagogiczne i „najmojsze racje” – zapraszam na choćby jedno plenerowe popołudnie;)
Zgadzam się z Tobą w 100%. Tylko ten/ta, kto zajmuje się bliźniakami jest w stanie pojąć lub zmienić swoje dotychczasowe nastawienie do wiele kwestii wychowawczych 😉 Pozdrawiam serdecznie!
Czy na te krytykujące, „lepsze”, perfekcyjne matki nie mówi się teraz „madki”? Mój mąż tak je nazywa, twierdząc że to określenie z internetu. To madki matkom zgotowały taką krytykę.
Oj, zbyt dużo, zbyt negatywnie dzieje się w internetach. My matki powinnyśmy się wspierać, a nie rzucać sobie kłody pod nogi. Takie czasy…
Jestem mamą rocznych bliźniaków a do tego 8 letniej i 3 letniej córki. Jeśli chodzi o „SMYCZ” jestem gotowa ją nabyć jeśli tylko chłopcy skończą 2 latka. Wiem co przechodzę z moją 3 latką, którą naprawdę trudno utrzymać za rękę a co dopiero dwóch! Wychodząc na spacer będę czuła się pewniej że nic się im nie stanie. Widziałam na lotnisku dziadka prowadzącego ok 3 letnią wnuczkę za smycz doczepianą do plecaczka, pomyślałam wtedy że tego mi brakowało do tej pory! Nie oceniam innych mam bo sama nie wiem kiedy będę w sytuacji bez wyjścia! Pozdrawiam 🙂
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Podziw ode mnie płynie łączami do Ciebie 🙂 Ja mam tylko moich dwóch chłopców i czasami nie wiem jak się nazywam i jaki jest dzień tygodnia. Smycz jest rewelacyjnym rozwiązaniem w wielu niebezpiecznych sytuacjach i uważam, że należy po nią sięgać. A jeśli ktoś tylko spróbuje Cię za to skrytykować to daj mi znać. Znajdziemy tą osóbkę 🙂 Powodzenia !!!
Nie widziałam jeszcze dzieci „na smyczy”, ale ten plecak przy bardzo ruchliwym dziecku wydaje się ciekawym rozwiązaniem.
Najbardziej w tym tekście podobało mi się, że opisałaś wiele różnych sytuacji, w których szelki wydają się być rozsądnym rozwiązaniem.
Moja córka chodzi bez trzymania za rękę (obecnie 3 lata). Staram się jej wpoić pewne zasady, np nie wychodzimy za linię wyznaczającą miejsca do parkowania, jak mówię stop to natychmiast się zatrzymujemy. Tę swobodę przepłacam czasem nerwami bo przecież pilnuję by faktycznie się zatrzymała, by nie wybiegła za linię. Mama przyjaciółki mojej córki chodzi z nią za rękę, bo jak mówi boi się, że córka wybiegnie na ulicę. Która z nas ma rację? Moim zdaniem my obydwie. Każda z nas ma na uwadze bezpieczeństwo swojego dziecka (i to jest najważniejsze) chociaż każda z nas inaczej to realizuje. Każdy wychowuje dziecko po swojemu i to nasze dziecko jest jedynym sędzią uprawnionym do wyrokowania czy robimy to dobrze.
nie korzystałam z tego rozwiązania, ale nie potępiam matek, które się na nie decydują,
sama mieszkam w mieście, na 4 piętrze bez windy z dwulatką w domu, a drugim maleństwem w drodze – więc czasem jest mi ciężko, gdy wychodzimy np. do sklepu..
Właśnie o to chodzi – nie korzystasz, ale nie krytykujesz innych matek. Zagłębiając się w blogosferę widzę coraz częściej jak kobiety opluwają się wzajemnie jadem. Szczególnie dotyczy to niestety mamusiek. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam.
Nie pochwalam i dla mnie to też dziwne.
widziałam kilka razy. w pierwszej chwili poczułam coś na kształt rozbawienia pomieszanego z niedowierzaniem. że co? dziecko na smyczy? ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to wcale nie głupi pomysł. trzymanie za rękę jasne spoko. tylko małe dziecko nie zawsze będzie miało ochotę iść grzecznie równomiernym krokiem. one podbiegają, schodzą na trawnik, wbiegną w kałuże, to na chwilę kucną. taka smycz daje maluchowi większą swobodę ruchu na spacerze niż trzymanie za rękę, a jednocześnie zapewnia większe bezpieczeństwo niż jedynie nadzór wzrokowy. chodzenie wyłącznie na smyczy nie jest dla dziecka dobre. tak samo jak nie jest dobre chodzenie wyłącznie za rękę. ale w umiarkowanej ilości nie wydaje mi się, żeby było w tym coś złego.
a że smycz kojarzy się z wyprowadzaniem psa? no tak. ale powiedzmy szczerze, tak patrząc z boku, bez emocji. małe dziecko wcale tak strasznie od psa się nie różni przecież. właśnie dlatego te szelki to taki świetny pomysł. oczywiście mądrze wykorzystywany.
a kiedyś widziałam chyba dziadka z wnuczkiem. i psem. dziecko było na smyczy, a pies szedł luzem. śmiesznie, ale faktycznie łatwiej nauczyć psa posłuszeństwa i chodzenia przy nodze, niż dziecko.
Sam fakt, że stosuje się nazwę SMYCZ nastawia niektórych negatywnie do sprawy. Co SMYCZ ? A jak powie się SZELKI BEZPIECZEŃSTWA wydaje mi się, że jest już lepiej. Dziękuję za komentarz !