Po ostatnim wpisie dostałam od Was wiele wiadomości z gratulacjami i pytaniami o ciążę. O to jak się czuję, jak chłopcy zareagowali na wieść o braciszku. Bardzo WAM dziękuję. Jest mi miło, że przez tak długi czas braku aktywności w pisaniu blog nadal jest przez Was odwiedzany. Niezmiernie mnie to cieszy.
Mobilizuję się już w III trymestrze, aby opisać Wam troszkę o mojej drugiej ciąży, która sporo różni się od pierwszej-bliźniaczej. Na to porównanie czeka również spora grupka podwójnych mam, która poczytuje bloga i obserwuje mnie na FB.
Nie lubię i zdecydowanie nie potrafię „lać wody”, dlatego przechodzę od razu do konkretów.
Kumulacja.
Nie o wygraną w totolotka chodzi. Niestety. Skoro nie graliśmy, to nie takiej kumulacji się spodziewaliśmy. Fuzja wirusowo-bakteryjna dała nam popalić.
Kumulacja chorób dzieci i naszych wypadła na początek mojej ciąży. Chłopcy we wrześniu rozpoczęli swoją przygodę w przedszkolem. Od października staliśmy się stałymi bywalcami przychodni lekarskiej. Na początek standardowo katar i kaszel nieznanego pochodzenia. Następnie zapalenia krtani, anginy, a w listopadzie wypadł czas na szkarlatynę. Oczywiście u obu jednocześnie. Po tym świństwie zapalenie ucha, spojówek. Na okres świąteczno-noworoczny wypadła kolej na zapalenie oskrzeli. To tak w wielkim skrócie, z pominięciem określania czasu chorowania i wspominania o tym, co się działo w tzw. międzyczasie. Nie będę rozwijać się o każdej przebytej chorobie chłopaków, bo coś czuję, że spora grupa rodziców przedszkolaków coś wie w tym temacie i czuje klimacik.
Druga połowa października to dla mnie walka – ja kontra grypa. Pierwszy raz w życiu zachorowałam na grypę. Długo nie mogłam „zebrać się do kupy”, a gdy wreszcie poczułam się lepiej zobaczyłam na teście dwie kreski.
Było ciężko.
I kolejne osłabienie. Totalne. Początki ciąży + ciągle zawirusowane, marudzące dzieci = chora, rozdrażniona matka. Nawracające co chwila zapalenia gardła, przeziębienia dały mi się we znaki. Mogłam ratować się jedynie miodem, herbatkami z cytryną, mlekiem z czosnkiem i syropkami z cebuli. Pomagało, ale tylko chwilowo. I tak, co chwila coś.
Będąc w ciąży bliźniaczej było mi łatwiej, bo…nie miałam jeszcze dzieci. Proste. Czekając na narodziny dwóch Istotek odpoczywałam wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Nikt nie wołał co chwila: mamusiuuu, chce to czy tamto, pomóż, zobacz, pobaw się z nami, on mnie bije lub zabiera. Miałam gorsze samopoczucie – położyłam się. Chciało mi się spać – poszłam spać. Ciąża bliźniacza to jednak ciąża podwyższonego ryzyka. Moja uznana była na początku za zagrożoną, ale na szczęście 38 tygodni minęło spokojnie i bez nieprzyjemnych niespodzianek.
Teraz jest zupełnie inaczej. Od początku niepokój i zamieszanie. Zamartwianie się kolejną gorączką u chłopców, wysypką, czy duszącym kaszlem. Gdy dzieci chorują – matka czuwa. Dzień i noc. Zmęczenie doskwiera, a tu jeszcze ciążowe przypadłości dodatkowo osłabiają. Myślę, że już wychodzimy na prostą, a tu za rogiem czai się kolejne choróbsko. Dwa tygodnie podwójnego chorowania, tydzień chodzenia do przedszkola. I tak w kółko. Choć muszę przyznać, że od kwietnia sytuacja na polu chorobowej bitwy poprawiła się. Jest lepiej i oby tak zostało.
Każda inna…
Jak się czujesz? Pewnie teraz lepiej niż przy bliźniakach?
Jedno z obecnie najczęściej zadawanych mi pytań.
Z pewnością nie jest lżej. Okazuje się, że ciąża bliźniacza to był „luzik” i „prawie” sama przyjemność.
Ciąża bliźniacza z reguły (zresztą niesłusznie) traktowana jest, jako ta trudniejsza, z wieloma komplikacjami i dużym prawdopodobieństwem przedwczesnego porodu. Miałam to szczęście, że moja ciąża była dwukosmówkowa-dwuowodniowa, czyli był to najbezpieczniejszy typ ciąży bliźniaczej. Bez żadnych komplikacji. Donoszona do 38 t.c. Dzieci urodziły się zdrowe, z wagą 2,5 kg. Przyszłe mamy, które noszą w sobie dwa małe serduszka najbardziej boją się właśnie tego, że coś pójdzie nie tak. Że pojawi się „syndrom podkradania” między płodami, że trzeba będzie większość czasu spędzić w szpitalu, że dzieci urodzą się za szybko. To mit. Tak wydarzyć się może, ale zdecydowanie nie musi! Wszystko zależy m.in od typu ciąży mnogiej. Ciąża bliźniacza nie zawsze oznacza powikłania.
Te ponad 4 lata temu oprócz mdłości w pierwszych tygodniach ciąży najbardziej doskwierał mi ból pleców w części krzyżowej. Musiałam uważać na siebie, ale nic niepokojącego się nie działo.
Teraz…w 11 tygodniu ciąży ogromny strach, że to koniec. Jadąc pilnie w grudniu do szpitala byłam wręcz przekonana, że nie zobaczę na USG bijącego serduszka. A jednak. Dzięki Bogu. Ulga. Szczęście. Zalecenia od lekarzy. Tabletki. Najważniejsze, że nadal razem.
Od 12 tygodnia ciąży pojawiły się regularne bóle głowy (trwały aż do 7 miesiąca) – okropne, wręcz migrenowe. Co dwa, trzy dni. Coś strasznego. Trudno było sobie z nim poradzić, tym bardziej, że będąc w ciąży ma się bardzo ograniczony wybór w środkach przeciwbólowych. Na szczęście to już za mną.
Emocje.
Pierwsza, była bardzo wyczekiwana. Musieliśmy pokonać dość wyboistą drogę, aby cieszyć się rodzicielstwem, i to od razu podwójnym. Jasne, że się bałam, ale byłam spokojna i przekonana, że wszystko będzie w porządku. Myślałam tylko i wyłącznie pozytywnie. Nie dopuszczałam do siebie żadnych negatywnych myśli. Miałam w sobie wyjątkowy spokój. Pamiętam doskonale ten swój stan umysłu i serca. Czułam się dobrze. Cieszyłam się każdym etapem ciąży. Przeżywałam wszystko z podwójną mocą.
…jeśli się uda to będzie super, jeśli nie to spoko, bo i tak mamy już dwóch synów. Udało się po raz drugi. Pełnia szczęścia. Po pierwszej byłam tak zafascynowana czasem ciąży, że bardzo chciałam móc przeżyć te wszystkie emocje raz jeszcze. Poczuć ponownie ten stan i jako kobieta być dumną z tego, że daję małemu człowieczkowi nowe życie.
Co się okazało?
Złapałam się na tym, że w pierwszych tygodniach drugiej ciąży zapominałam nawet o tym, że w tej ciąży jestem. Może brzmi dziwnie, ale faktycznie tak bywało. Obowiązki domowe, bieżące sprawy, ciągłe choroby dzieci, moje często kiepskie samopoczucie – wszystko skumulowane powodowało, że moje myśli odbiegały od tego, co dzieje się we mnie. Budziłam się rano i już nie mogłam doczekać się wieczora, aby pójść spać. I jeszcze jedno. Często było mi zwyczajnie przykro, że nie potrafię cieszyć się tą ciążą tak, jak pierwszą. Od początku towarzyszył mi większy niepokój i pokora wobec tego, co wydarzyć się może. W ostatnim czasie chyba za dużo widziałam, czytałam, słyszałam różnych historii o przeżyciach kobiet, o chorobach dzieci, walce o każdy dzień życia.
Waga.
Ile zyskałaś dodatkowych kilogramów w ciąży bliźniaczej? Mamuśki pytają 🙂 Czują jednak lekkiego stracha wchodząc na wagę szczególnie pod koniec ciąży. Bo przecież dwoje dzieci w środku, podwójny ciężar, wody płodowe, ogromny brzuch to i wskaźnik na wadze pewnie przytłaczający. To nie jest żadną regułą. To mit, że w ciąży bliźniaczej z całą pewnością przybędzie ogrom kilogramów.
Przez całą ciążę z chłopcami doszło mi 18 kg. To sporo, ale tragedii nie było. Wiele kobiet w pojedynczych ciążach przybiera zdecydowanie więcej. Jestem zresztą takim właśnie przykładem. Teraz do wyznaczonej daty porodu został mi lekko ponad miesiąc, a już „stuknęła mi dodatkowa 18” 🙂 Zaznaczając, że startowałam z dokładnie tego samego wskaźnika na wadze, co w pierwszej ciąży. Aaaaa i brzuch mam już większy niż przy bliźniakach. Także tego…Podchodzę do tego na spokojnie.
Powiem Wam więcej (a raczej napiszę). My kobiety walczymy ze swoimi kilogramami, przechodzimy na różne diety, próbujemy ćwiczyć, podejmujemy wyzwania, aby zmniejszyło się tu i ówdzie. Nie wiem jak jest u Ciebie, ale ja zaliczam się do grupy kobiet mających problem z utrzymaniem odpowiedniej wagi. A tu…będąc w ciąży, mając na koncie sporą liczbę gratisowych kilogramów, ze spuchniętymi nogami, kolejnymi do kolekcji rozstępami czuję się bardzo kobieco, naturalnie i wyjątkowo. Nigdy nie czułam się tak dobrze sama ze sobą.
Magia.
Bez względu na wszystko, co się dzieje, czas gdy zaczynam czuć ruchy dziecka jest fantastyczny. Nie wiem, czy te z Was, które mają za sobą ten wyjątkowy stan to potwierdzą, ale ja dopóki nie poczułam tego specyficznego gilgotania w brzuchu nie mogłam tak całą sobą uwierzyć, że w ciąży jestem. Wiadomo, że podczas wizyty u lekarza widzi się na monitorze USG bijące serduszko, ale z niecierpliwością czeka się na te chwile wewnętrznego łaskotania. A potem te kopniaki po żebrach i pęcherzu. Coś niesamowitego. Mogę być obolała, spuchnięta, zdenerwowana, niewyspana, ale te momenty wynagradzają wszystko.
Strach.
Dałaś radę z bliźniakami, to teraz będzie luzik – z jednym dzieckiem. Powiadają 🙂
Po pierwsze. Tak, boję się…
Urodzę tym razem jedno dzieciątko, ale w domu będą czekać starsi bracia, którzy nadal potrzebują mamy. Którzy znajdą się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Nie będę mamą jednego dziecka, tylko trójki dzieci. To jest wyzwanie, którego zwyczajnie się obawiam.
Po drugie. Tak, boję się…
Bałam się przed narodzinami chłopców, bo nie wiedziałam jak będzie, czy sobie poradzę. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, co to znaczy codzienność przy bliźniakach. Urodzili się. Przekonałam się, jak to jest. Łatwo nie było. Dałam radę, ogarnęłam nową rzeczywistość w miarę szybko, ale to ile przepłakałam ze zmęczenia, bezradności i niepewności to tylko wiem ja. Pierwszy rok ich życia był najtrudniejszym czasem w moim życiu.
A teraz boję się, bo wiem z własnego doświadczenia, a nie z książek i programów śniadaniowych, że macierzyństwo to nie sama słodycz i ciągła sielanka.
Czy narzekam?
Nie narzekam, tylko opowiadam Wam o tym, co czuję, myślę. Opisałam rozmaitość emocji, którą mam w sobie. Prawdziwe uczucia i własne doświadczenia. Wiecie…przeglądam social media, widzę zdjęcia innych mamusiek, czytam opisy. Wiele z nich to jedynie opowieści o cudownościach dnia codziennego. Wystylizowane, wyreżyserowane zdjęcia i obmyślona ze szczegółami „prawdziwa historia” pod zdjęciem. Nie. To nie tak.
Może to wszystko, co napisałam w tym poście „kupy się nie trzyma”. Trochę to i chaotyczne, takie pomieszanie z poplątaniem, ale czy życie z dziećmi jest takie prostolinijne, ustabilizowane i usiane jedynie pozytywami? Czy ciąża to stan wyłącznej przyjemności i 9-miesięcznego entuzjazmu? No nie.
Dziękuję, że TU jesteście.
Trzymajcie za nas kciuki.
Aaaa i zapraszam tych, którzy jeszcze tego nie zrobili do przeczytania ostatniego wpisu na blogu, w którym opisywałam swoją pasztetową historię: https://jantkowamama.pl/jestem-w-ciazy/
JM
Brawo!!! Natalko super wpis, bez tego całego wszechobecnego lukru 🙂 z wielką przyjemnością czytam Twoje wpisy, bo są prawdziwe. Też często się zastanawiam co by było gdybym/gdy znów znajdę w ciążę. Moje synki bliźniaki mają dopiero 6 i pół miesiąca, więc nawet jeśli to na pewno nie już. Nasza droga do rodzicielstwa też nie była usłana różami, mamy w niebie jednego Aniołka <3 Może się okazać, że bliźniaki to będą moje jedyne dzieci tu na ziemi. Ale gdyby…. to chyba strach będzie faktycznie większy i ta kolejna ciąża będzie inna, mniej świadomie przeżywana. Dzieci, które się już ma, zwłaszcza bliźnięta są bardzo absorbujące i opieka nad nimi to nie lada wyzwanie. A jak tu znaleźć czas dla siebie, na delektowanie się stanem błogosławionym.
Przed Tobą już ostatnia prosta, życzę Ci żeby wszystko poszło pomyślnie, synek urodził się zdrowy, a starsi bracia okazali się pomocni i mało problemowi. A przede wszystkim ogromnych pokładów siły dla Ciebie :*